Strony

wtorek, 14 maja 2013

"lotos hindostański"

...pewnego dnia ogrodnik przyniósł do pokoju wielką kryształową wazę, w której pływał liść nenufaru; na liściu leżał - długą, grubą łodygą zanurzony w wodzie - promienny, niebieski kwiat wielkości słonecznika.
- lotos hindostański! - zawołali państwo.
    nigdy nie widzieli takiego kwiatu; w dzień postawili go w blasku słonecznym, a wieczorem w jasnym świetle lampy. 
   każdy kto go widział, uważał, że jest niezwykły; powiedziała to nawet najwytworniejsza ze wszystkich młodych dam w kraju, księżniczka.(...) 
     państwo uważali to za zaszczyt, że mogą mogą ofiarować jej ten kwiat, i w ten sposób dostał się on do księżniczki na zamek. 
      państwo poszli do ogrodu, aby własnoręcznie zerwać kwiat tego samego gatunku, o ile by się taki znalazł, ale nie mogli go znaleźć. zawołali ogrodnika i spytali go, skąd wziął  błękitny lotos. 
- szukaliśmy na próżno - powiedzieli. - byliśmy w cieplarni i wszędzie w całym ogrodzie.
- nie, tam go nie ma - powiedział ogrodnik. - to tylko skromny kwiatek z warzywnego ogrodu. ale czyż nie piękny? wygląda jak niebieski kaktus, a jest to tylko kwiat karczocha.
- trzeba nam to było od razu powiedzieć! - zawołali państwo. - myśleliśmy, że to obcy, rzadki okaz. skompromitowałeś nas przed księżniczką. zobaczyła ten kwiat u nas, zachwycała się nim, nie znała go, a ona zna się na botanice; ta nauka nie ma jednak z pewnością nic wspólnego z jarzynami, jakże mogłeś, mój zacny Larsenie, przynieść taką roślinę do salonu? ośmieszyłeś nas.
      piękny, błękitny, wspaniały kwiat, przyniesiony z warzywnego ogrodu, usunięto z pańskiego mieszkania, gdzie nie wypadało mu przebywać; a nawet państwo tłumaczyli się przed księżniczką, że kwiat jest tylko kuchenną jarzyną, którą ogrodnik odważył się pokazać i że dostał już za to ostre napomnienie.
- to niesłuszne i niesprawiedliwe - oburzyła się księżniczka. - otworzył nam przecież oczy na ten wspaniały kwiat, na który my nie zwróciliśmy żadnej uwagi, odsłonił nam piękno tam, gdzieśmy go wcale nie szukali. dopóki kwitną karczochy, nadworny ogrodnik ma mi codziennie przynosić do mieszkania te kwiaty.
        (...)
        państwo powiedzieli ogrodnikowi, żeby znowu zerwał dla nich świeży, piękny kwiat karczocha. 
- w gruncie rzeczy jest bardzo ładny kwiat - mówili - niezwykle oryginalny. - i znowu chwalono ogrodnika.




zwykle jednak zanim karczoch zwyczajny (Cynara scolymus)  zakwitnie staje się niezwykłym przysmakiem. ugotowany w osolonej wodzie. podany z dowolnym sosem - majonezowym, holenderskim, muślinowym e.t.c. a kiedy pąki są jeszcze całkiem młode i niewinne - zapieczony pod beszamelem, nadziewany lub duszony z masłem, marynowany. musimy się zdecydować - zjadamy, czy czekamy na kwiat lotosu?

karczoch

zielony, jędrny i świeży pąk karczocha odciąć u nasady łodygi. odkroić dolne listki. pozostałe obciąć dookoła pozbawiając zdrewniałych części. odciąć też jego czubek. ugotować wrzucając go do gotującej się osolonej wody na 6-10 minut - stosownie do jego wielkości.

sos na raz

trzy żółtka
szczypta soli
ok. łyżki soku z cytryny
pół kostki masła
szczypta gałki muszkatołowej

masło sklarować: rozpuścić i oczyścić z szumowiny. odstawić. żółtka ubijać na łaźni wodnej. pilnować aby woda jedynie parowała, jeśli wrze można zestawić garnek z ognia. kiedy zgęstnieją i staną się puszyste doprawić solą i cytryną. cały czas ubijając na parze dodawać stopniowo sklarowane masło. ubijać do uzyskania gładkiego, puszystego sosu.

sos na dwa

na patelni rozgrzać 2-3 łyżki oliwy extra virgin z dwoma łyżkami masła. dodać przeciśnięty przez praskę ząbek czosnku i sok z cytryny. szczyptę soli. listki świeżego tymianku.

sos na trzy

trzy czwarte szklanki gęstego jogurtu - najlepiej typu bałkańskiego
sól gruboziarnista
łyżeczka musztardy
łyżeczka miodu
łyżeczka lub dwie soku z cytryny
dwie łyżki mielonych orzechów włoskich

jogurt wymieszać z pozostałymi składnikami. solą doprawić do smaku. miód można zastąpić brązowym cukrem. proporcje jak zwykle - modyfikować przez skosztowanie.


- wszystko, co robi ten Larsen, zostaje rozgłoszone po świecie - mówili państwo. - to szczęśliwy człowiek. możemy być nieomal dumni, że go mamy.
      ale wcale nie byli dumni. czuli, że mimo wszystko oni byli państwem i mogli przecież odprawić Larsena; ale nie czynili tego, bo byli dobrymi ludźmi, a tyle tego rodzaju dobrych ludzi istnieje na świecie. to jest bardzo pocieszające dla wszystkich Larsenów.
       oto jest opowiadanie o ogrodniku i jego chlebodawcach.
       teraz możesz się nad nim zastanowić.

Jan Chrystian Andersen, fragmenty opowiadania Ogrodnik i jego chlebodawcy,
z tomu: Baśnie, Warszawa 1979;
tłum.: S. Beylin i St. Sawicki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz