tak naprawdę chodziło o to, że muszę już zacząć zbierać łupiny do farbowania pisanek. ale swoją drogą zupa jest warta grzechu, nawet w moim obecnym stanie... między innymi dla niej, kiedy kompletowaliśmy z M. nasz pierwszy komplet naczyń, zdecydowaliśmy, że miski na zupę muszą być żaroodporne.
dwie marchewki
średnia pietruszka
1,5 kg cebuli
ok. 2-3 łyżki oliwy
ok. 3 łyżki masła
por
sól
kostka rosołowa lub ok. litra bulionu - najlepiej warzywne lub z kurczaka
listek laurowy
gałka muszkatołowa
tymianek i rozmaryn - najlepiej gałązka świeżego - pod warunkiem, że się nie ma kotów, które zjadają parapetowe ogródki ziołowe... - lub szczypta suszonego
świeżo zmielony pieprz - opcjonalnie
obrane i pokrojone marchewki, pietruszkę i por podsmażyć w garnku na rozgrzanej oliwie. gdy się lekko zrumienią, dorzucić listek laurowy, pokruszoną kostkę rosołową i zalać mniej więcej szklanką wody. przykryć. dusić, aż zmiękną. cebulę pokroić w kostkę i lekko zrumienić na maśle - pod żadnym pozorem nie może się przypalić. przełożyć do garnka. zalać resztą wody lub bulionu - ilość płynu zależy od pożądanej gęstości. gotować jeszcze chwilę. wyjąć listek laurowy. doprawić solą, gałką i ziołami. ewentualnie pieprzem. całość najlepiej zmiksować, ale równie dobrze można zajadać od razu.
można podawać wprost na stół, a obok postawić grzanki i ulubiony gatunek sera - najlepiej parmezan. albo: rozlać porcje do miseczek żaroodpornych. na wierzchu położyć grzanki. posypać serem - np. raclette. wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. zapiekać, aż ser się stopi i zrumieni. można przybrać krążkami zrumienionej cebuli i natką pietruszki. jeść póki gorąca!