mogłabyś coś zrobić z tymi jabłkami. rzucił M. od niechcenia, patrząc na kolekcję niezjedzonych jabłek. jakoś uszły naszym apetytom. niektóre od czekania na pożarcie zaczęły już ze zniecierpliwienia marszczyć skórkę. szara reneta. malinówka. koksa. champion. i chyba jeszcze lobo. najłatwiej i najszybciej - tarta tatin. czyli genialna pomyłka.
jabłka
około ośmiu średniej wielkości zniecierpliwonych jabłek
około dwie łyżki brązowego cukru
dwie łyżki masła
ewentualnie: 5 dag orzechów włoskich, albo po prostu garść
jabłka obrać ze skórki. pokroić w "gąski". na patelni rozpuścić masło. wrzucić na nie jabłka. dosypać cukier. ewentualnie dodać pokrojone grubo orzechy. mieszać, aż cukier rozpuści się a jabłka (i orzechy) delikatnie zbrązowieją powleczone warstewką karmelu. jabłka wyłożyć na formę do tarty.
spód na wierzchu
pół kostki masła
dwa żółtka
dwie kopiate łyżki cukru pudru
dwie szklanki mąki typu 650
szczypta soli
skórka otarta z połowy cytryny
dwie łyżeczki cukry waniliowego
wszystkie składniki zagnieść szybko. włożyć do lodówki na pół godziny. rozwałkować. nawinąć na wałek. szczelnie przykryć ciastem przygotowane wcześniej owoce. upiec na złoty kolor w piekarniku nagrzanym do 180 stopni. po przestudzeniu nakryć formę talerzem i odwrócić do góry nogami.
podawać z sosem waniliowym lub lemon curd. o lodach waniliowych słowem nie pisnę. cicho sza!